Pojechaliśmy na wyspę na koniec marca. Zima, której do tej pory nie było, przyszła właśnie teraz i w trakcie naszego pobytu dobrze się zadomowiła. Jechaliśmy przez Niemcy i Danię, bo polskie promy pokonał sztorm. Aby nie stracić nic z pobytu, odpływamy z Køge w Danii. Temperatura w okolicy zera i wiatr 50 km/h. Woda dwa stopnie Celsjusza. W sobotę zostaliśmy w domku. Dwóch z nas spróbowało połowić i w popołudniowych godzinach złowili trzy nieduże ryby w okolicy Rønne . Było bardzo zimno – aż zamarzały przelotki. Pierwszy dzień normalnego łowienia nie daje nam ryb. Staraliśmy się w różnych miejscach wyspy, ale efektów brak. Zimno i wietrznie, a woda dwa stopnie. Inni też bez sukcesów. Wieczorem sauna i… Kociołek! Żeliwny, emaliowany, 15-litrowy. Danie okazało się arcydziełem golonkowo-boczkowo-szynkowym. Jedliśmy dwa dni. Dla mnie najlepsza golonka, jaką kiedykolwiek jadłem. Adam jako kucharz nie ma sobie równych, a to jeszcze nie koniec jego fajerwerków kulinarnych…

OBIECUJĄCE POŁUDNIE

Poniedziałowym „rankiem” – o dziesiątej – wszyscy pojechaliśmy na ryby. Dwoma autami, w różne miejsca. Nasza grupa łowiła na południu, inna pojechała na zachód. Wieczorem okazało się, że na zachodzie bez zmian – bez ryb. Oczywiście dalej bardzo zimno – może jeden stopień. Na południu od rana nie mieliśmy kontaktu. Woda fajna zabarwieniem, tylko niska. Kamienie mocno odkryte. Jesienią na tych kamieniach staliśmy, a teraz można je było podziwiać w całej krasie. Po południu poszliśmy do auta i okazało się, że Piotrek złowił srebrną rybę 62 cm. Zostajemy na południu, nikt nie miał wątpliwości.

Około godziny 15 na muchę udało się złowić wysrebrzonego kelta 72 cm. Piękna ryba, wzięła z przegłębienia niedaleko cypla i rozsianych w wodzie kamieni. Kolor wody mocno trafiony. Okazało się, że dobrą przynętą jest stonowana krewetka, szaro-biała, z małymi, błyszczącymi dodatkami. Super ryba i duża radość!… A dla muszkarza koniec łowienia. Do godziny 16 z minutami Paweł złowił jedną, a Piotrek dwie czterdziestocentymetrowe srebrne ryby. To było bardzo dobre miejsce na dziś. Mocno dawało o sobie znać słońce i zdecydowany wschodni wiatr, około 30 km/h.

Na piaszczystym odcinku czuło się, że może być deficyt ryb. Inni, których widzieliśmy, nic nie złowili. W oddali, na cyplu, który mocno wchodził w morze, przez cały dzień byli wędkarze, ale bez powodzenia. Łowili na wodzie, która była spokojniejsza – po tej stronie cypla, gdzie fale potraciły swoją siłę. Jeden na spinning, drugi na bombardę… Duńczycy. Przed 17 byliśmy w domku, a tam sauna i inne formy wypoczynku. Po takiej zimnej kuracji w wodzie, sauna jest czymś najlepszym, co można wymyślić.

NA ZACHODZIE JEDNAK ZMIANY!

W kolejnym dniu wiatry pokierowały nas na zachód. Pojechaliśmy po dziesiątej, jak ustąpił mróz. Wyszło słońce i zrobiło się przyjemniej. Temperatura nieco ponad zero. Weszliśmy do wody po jedenastej. Dwie godziny ciszy. We czwórkę bez kontaktu. Przed czternastą złapałem pierwszą rybę na muchę, na pomarańczową krewetkę. Srebrniaczka, 40 cm. Nie minęło dużo czasu i na „Mickey Finna” własnej koncepcji skusiłem kolejną, 50 cm srebrną rybę. Skusiłem… To dużo powiedziane. Wychodziłem na brzeg i zacząłem energicznie zwijać linkę, a tu łup!

Szybko się uwijałem na brzegu, wchodzę do wody, kilka rzutów… I jest kolejna srebrna podpiędździesiątka – znowu Mickey! Za chwilę spada mi nieco lepsza ryba. I jeszcze jedna zawinęła w okolicy lustra wody, gdy muchy były szybko ściągane – nieduża. Zmieniam końcową muchę na klasyczną krewetkę w pomarańczowym kolorze i na maksymalnym rzucie mam fajne zabranie zestawu przez kolejną 50 cm rybę.

Super. To jest wdepnięcie w miejsce. Wszystko trwało może ponad godzinę. Z mojej lewej Paweł na Snapsa wyciąga jedną srebrną podpięćdziesiątkę. I na tym koniec – odeszły. Wszystko ucichło. Tylko zimno pozostało. Z prawej wracają niemieccy wędkarze, ale nie mieli brań. Najwyraźniej podeszły punktowo – w miejscu, gdzie stałem. Wracamy po godzinie 16. A w domu tradycyjnie już – sauna, pyszne jedzenie.

ZIMNO, CORAZ ZIMNIEJ

Następny dzień. W dwa auta jedziemy na wschodnią stronę wyspy. Zimno nie odpuszcza, ale na wschodzie jesteśmy osłonięci od wiatru. Adam około godziny 11 łowi na „bombę” kelta 65, a potem w ciągu dnia jeszcze dwie mniejsze ryby. Ja na muchę – bez dotknięcia. Obok mnie Darek traci dużą białą rybę na Hansena. Chłopaki oceniali na ponad 70 cm. Z mojej drugiej strony Paweł wyciąga srebrniaka na Snapsa. Ryba nie ma 50 cm.

Marek twardo „bombarduje” wodę, ale nie ma najmniejszego kontaktu. Kończymy łowienie po piętnastej, wspólnym grillem przy autach. Jest zimno, ale polska kiełbasa śląska smakuje wybornie. Wracamy przez środek wyspy – to zdecydowanie najkrótsza droga do naszego domu na południu. Wieczorem ponownie sauna, odpoczynek.

Następnego dnia powtarzamy południe. Słabiej wieje, więc mamy nadzieję, że będzie dobrze. Idziemy na piaski z nadzieją, że dzisiaj ryby podeszły. Niestety pusto. Pusto wszędzie. Południe nie ma ryb. Cały dzień bez ryb. Nikt nie miał nawet dotknięcia. Chłopaki z drugiego auta też bez ryb. Ciężko… Tym mocniej wraca obraz tego, co się przez chwilę wydarzyło na zachodzie dwa dni temu. Tak bywa, gdy trafi się na taką zimnicę w wodzie. W domu oczywiście sauna i zupa meksykańska stworzona ciemną nocą przez Adama.

POŻEGNANIE Z WYSPĄ

W kolejnym dniu wychodzimy późno. Rano znowu mrozi. Jedziemy na Balkę. Na dużym wietrze łapię na różową muchę srebrną 40-tkę. Mucha to klasyczna krewetka z piór i różowy dubbing. Po południu jedziemy na Skansen, bo tylko tam jest spokojnie. Spotykamy naszych domowników z drugiego auta. Niestety słabo – nie połowili. Paweł do wieczora łowi szczupaka ponad 70 cm i srebrną czterdziestkę na Salta. Wracamy do domu, chcemy odpocząć. To był kolejny bardzo zimny dzień. Sznur muchowy zachowywał się jak kawał sztywnego plastiku. Woda dwa stopnie, dziwnie piaskowa… Nie podobała mi się. Zobaczymy jutro… Ostatni dzień łowienia.

Z rana sprawdzamy koło domku. Nie wieje, ale jest dużo wędkarzy. Zmieniamy miejsce i jedziemy w stronę Ronne. Schodzimy klifem do wody i zaczynamy na południowej stronie. Słaby wiatr, ale zimno. Woda lodowata. Sznur znowu sztywny… Dobre miejsce z poprzedniego roku okazuje sie być puste. Mamy możliwość wejść na swoje ulubione miejscówki. Tej wiosny jednak cicho i brak ryb. Wracamy na piaski pod domem. Do wieczora, choć woda trącona, nie mamy kontaktu. Łowiło się komfortowo. Pomimo tego, że sznur sztywny, a woda zimna…

Pozostaje sauna i trzeba się pakować. Rano wracamy do domu.

Autor: Mirek Pawlik

POZOSTAW KOMENTARZ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *