W tym czasie użytkownicy rybaccy dokonują odłowów ewidencyjnych, selekcyjnych i handlowych.
Janusz Nyk, Troć wędrowna, 1997.
Jakiś cwany gapa zaraz zapyta, czy artykułu o trociowych ostatkach nie powinno się pisać we wrześniu. Może i się powinno. Kłopot w tym, że inauguracja sezonu 2022 (nie pierwszy zresztą raz) wypada bardzo biednie. Tu ryba, tam ryba. Tam kelcik, tutaj mały srebrniaczek. Pojedyncze wyraźne sztuki. Szału nie ma… Kończył nie będę. Jasne, nie wszyscy się chwalą. Jasne, troci nie łowi się łatwo. Ale równie jasne jest dla mnie, że przepływ informacji między wędkarzami jest teraz znacznie lepszy niż kilka lat temu. Jeśli coś się dzieje, szybko o tym wiadomo. Od kilku lat na pomorskich rzekach jest po prostu słabo, wieje biedą. Tak, tak, można trafić w dobry dzień i coś złowić, można też dostać cynk, że do rzeki weszło trochę srebra i zrobić szybki wypad. Jednak ciężko się oprzeć wrażeniu, że ryb jest coraz mniej. Naprawdę bym chciał, żeby to wrażenie było mylne. Mam głęboką nadzieję, że się mylę… I równie silne przeczucie, że jednak mam rację.
WIĘCEJ CZY MNIEJ
Można zwalać winę na przeróżne czynniki, wytłumaczenie zawsze się znajdzie. Zima była ciepła i kelty szybko spłynęły. Nie dmuchnęło i z morza nic nie weszło. Duża presja i ryby popłoszone… Mogę tak cały dzień. Ale nie przekonuje mnie to, po prostu tego nie kupuję. Choćby dlatego, że są też czynniki, które powinny wpływać na widoczny wzrost populacji troci i łososi. Wody są lepszej jakości (przynajmniej tak wynika z badań), a miłośnicy poszczególnych rzek nierzadko biorą sprawy w swoje ręce. Organizują akcje pilnowania tarlisk i obywatelskie zatrzymania kłusowników. Dużo zawodów odbywa się na żywej rybie, co jeszcze parę lat temu było niemal niespotykane. Ale czy ma się odczucie, że w rzekach jest więcej ryb?… No właśnie. Nie za bardzo.
CORAZ MNIEJ OPOWIEŚCI
Żeby nie było, że sam nie łowię troci aż tak długo, żeby mieć porównanie… Od ponad 20 lat otrzymuję dokładne wieści z pierwszej ręki. Od starego trociarza, pana Mirka. Prawdą jest, że my, wędkarze, i tak zawsze mamy jakieś teorie. Kiedyś też zimy były za ciepłe albo za zimne. Miejscowi kosili ryby na ikrę, siatki, widły i rosówki, niespecjalnie się z tym kryjąc, ale ryb było więcej i tyle. Znam ciekawe opowieści o rybach złowionych, tych które spadły, tych które się spławiły. Tych opowieści – możecie się zgodzić lub nie – z roku na rok jest coraz mniej. Po prostu.
Pokuszę się teraz o jakieś wnioski. Zapiszę je nie po to, żeby powiedzieć, co należałoby teraz zrobić i wskazać, kto jest odpowiedzialny za obecną sytuację. Chociaż istotnie należałoby zrobić i wskazać, bez dwóch zdań. Na razie zapiszę te wnioski, żeby po jakimś czasie do nich wrócić. Z nadzieją, że byłem w całkowitym błędzie. Czas pokaże. Niech to będzie co najmniej świadectwo tego, że widzieliśmy i nie było nam wszystko jedno.
Pokuszę się teraz o jakieś wnioski. Zapiszę je nie po to, żeby powiedzieć, co należałoby teraz zrobić i wskazać, kto jest odpowiedzialny za obecną sytuację. Chociaż istotnie należałoby zrobić i wskazać, bez dwóch zdań. Na razie zapiszę te wnioski, żeby po jakimś czasie do nich wrócić. Z nadzieją, że byłem w całkowitym błędzie. Czas pokaże. Niech to będzie co najmniej świadectwo tego, że widzieliśmy i nie było nam wszystko jedno.
SPOSTRZEŻENIA
To, na co patrzymy, to dziesięciolecia złej, rabunkowej gospodarki trociowymi wodami. Sytuacja pogarsza się znacznie szybciej, niż się poprawia. Dlaczego tak jest?… Dwa powody z samego brzegu, że tak to przewrotnie ujmę.
Po pierwsze, przez kilkadziesiąt lat mordowano tony szlachetnych ryb pod przykrywką sztucznego tarła (którego ryby rzekomo nie przeżywały) i przerzucania ich w górę rzeki przy spiętrzeniach. Co więcej, okłamywano w tej sprawie pokolenia wędkarzy. Na szczęście nie musimy daleko szukać dowodów. Niektóre osoby zamieszane w ten proceder (świadomie używam tak mocnego sformułowania) były tak miłe, że opisały to w swoich książkach. Bardzo im dziękuję za te świadectwa historii. Choć bardzo chcę się mylić, podobne rzeczy pewnie nadal się dzieją, choć może na mniejszą skalę.
Po drugie, podobno rośnie świadomość co do tego, jak ważny dla ryb łososiowatych jest dostęp do odpowiednich tarlisk. Najwyraźniej rośnie też świadomość, jakie zyski przynoszą stawy hodowlane i budowa hydroelektrowni. Podkreślam, nie podejmuję tu dyskusji co lepsze, a co gorsze i jak rozwiązać problem głodu i braku prądu. Stwierdzam fakt. Kolejne odcinki rzek, zamiast być udostępniane dla ryb, są grodzone i regulowane. Migracja dorosłych salmonidów na tarło jest utrudniona lub uniemożliwiona. Młode osobniki nie mają odpowiednich warunków do rozwoju, zanim spłyną do morza. A ze stawów trafiają do rzek różne, najczęściej niezbyt pięknie pachnące substancje.
Kilka kolejnych akapitów mogłoby omawiać następne zagadnienia. Skalę kłusownictwa, problem chorób ryb łososiowatych, kwestię rybactwa, administrowania wodami przez różne podmioty, wysokość opłat za wędkowanie i tego, co dostaje się w zamian. Ale wystarczy. Na razie tyle. Na rozpoczęcie kolejnego sezonu postaram się wrócić do tego tekstu. Z nadzieją, że się pomyliłem, a z trociowych ostatków wkrótce nie zrobią się trociowe pustki.
Autor: Paweł Pawlik
Najnowsze komentarze